Brak bagaży.

 To uczucie, gdy po lądowaniu pierwsza otrzymana wiadomość sms dotyczy problemów z twoim bagażem. Jest dodatkowo napisana takim żargonem korporacyjnym, którego trudno precyzyjnie zinterpretować, aczkolwiek wiesz, że to nic dobrego nie wróży.

 



Ponieważ bilety, które zakupiliśmy były grupowe, to cała komunikacja dotycząca każdego pasażera przychodziła na mojego maila. W konsekwencji tuż przed wylotem otrzymałem 26 pozytywnych, jednobrzmiących wiadomości, które zachęcały do nadania do luku bagażowego nie tylko bagażu rejestrowanego, który przysługiwał uczniom ale także 8kg bagażu podręcznego. I to była bardzo dobra wiadomość. Perspektywa przemieszczania się po lotnisku w Monachium w poszukiwaniu kolejnej bramki tym razem do samolotu do Porto bez konieczności taszczenia ze sobą dodatkowej małej walizki była kusząca.


 

Wszystko super pod warunkiem, że po przylocie, w strefie odbioru bagaży, każda walizka, torba lub plecak sunie sobie leniwie po taśmie czekając na właściciela. Zamiast walizek jedyne co Lufthansa była miła nam wysłać to jeden niezrozumiały sms.

 

Początkowo wydawało się, że zaginęły dwa bagaże. Dość szybko okazało się, że problem dotyczy większej liczby osób. Gdy taśma bagażowa ze stęknięciem oznajmiła, że dłużej nie będzie się kręcić, zdaliśmy sobie sprawę, że wszystkie nasze bagaże zostały w Monachium. 44 sztuki bagażu, które miały zostać przetransportowane z samolotu z Poznania do luku samolotu do Porto gdzieś się zawieruszyły.

 

Nie powiem. Pierwsze zaskoczenie to spokój z jakim uczestnicy przyjęli tę wiadomość. Nawet chłopiec, który w swoim bagażu wiózł ważne i potrzebne leki nie panikował.

 

Lotnisko w Porto obsługuje firma Groundforce. Dżentelmen pracujący w danym dniu w biurze był niezwykle pomocny, cierpliwy i bardzo konkretny. Dobra wiadomość była taka, że wszystkie bagaże były w systemie. System sugerował, że na szczęście nie poleciały gdzieś w siną dal, tylko zostały w Monachium i wylądują w Porto o 23.20 lokalnego czasu. Było to jednak zbyt późno, by serwis Groundforce dostarczył je nam do miejsca zakwaterowania. Pozostało nam się pogodzić z sytuacją i mieć nadzieję, że tak, jak nam obiecał pracownik Groundforce, bagaże zostaną dostarczone w niedzielę w godzinach porannych.

 

Dodatkową upierdliwością była konieczność opisania wyglądu zaginionych bagaży i każdy uczestnik musiał zrobić to osobno. Przypomniałem sobie wtedy, że test językowy Marcela pokazał wynik C1. To w europejskim systemie opisu kształcenia językowego jest odpowiednikiem poziomu, który no nie wiem, na przykład pozwoliłby Marcelowi negocjować, może nie traktat pokojowy, ale zawieszenie broni na Ukrainie już tak. Poprosiłem Marcela o asystę w tłumaczeniu dla tych uczniów, którzy mogli jej potrzebować (a było ich niewielu), gdy w tym czasie ja mogłem dzwonić do ubezpieczyciela oraz agenta podróży, by wykłócać się o odszkodowanie.

Dobra wiadomość była taka, że pasażerom pewna forma odszkodowania przysługiwała, choć nie był to ryczałt. Uczniowie mogli zakupić z ubezpieczenia niezbędne produkty pierwszej potrzeby takie jak żywność, środki higieniczne i najpotrzebniejsze ubrania i na podstawie paragonu ubezpieczyciel zwraca poniesione wydatki do kwoty 120 EUR. Zawsze coś. Jak to mówią w Tesco „Every little helps!”

Więc, gdy już się wykulaliśmy z tego lotniska, zmęczeni i poirytowani lekko, dzięki uprzejmości EDU+, kierowca autokaru wiozącego nas do miejsca zakwaterowania zatrzymał się w Lidlu i uczniowie mogli zrobić stosowne zakupy.

Teraz mam perspektywę zgłaszania roszczeń do ubezpieczyciela w imieniu każdego uczestnika. Dziękuję Lufthanso za wypełnienie mi czasu. Jesteście naprawdę wspaniali.

Bagaże ostatecznie dotarły, tak jak obiecano, rano. Wszystkie 44 sztuki, plus jedna dodatkowa. Nie nasza. Z ciekawości zajrzeliśmy do środka i było tam dużo takich miękkich paczuszek opakowanych czarną folię z napisem Medellin, Mexico. Jedną rozcięliśmy i był tam czarny proszek, ale nie smakował jak mąka. Także odświeżamy sobie teraz wszystkie sezony Breaking Bad, żeby ogarnąć całą technologię dystrybucji, prania pieniędzy i zapowiada się niezwykle ekscytujący Erasmus. Zwłaszcza dla uczniów reklamy. Niestety nie mamy sprzedawców, choć ponoć uczymy się przez całe życie.






Dobra, żarty żartami, ale oni tam mają niesamowity bałagan. Na szczęście kierowcy Groundforce jeszcze nie odjechali i po kilku minutach nerwowych rozmów telefonicznych w celu ustalenia właściciela nadliczbowego bagażu, zabrali walizkę i wyruszyli w siną dal. Miejmy nadzieję, że zguba w końcu trafi do właściciela.

Status bagaży w transporcie lotniczym może przyjąć formę: zaginionego, uszkodzonego lub opóźnionego.

Na szczęście ta pierwsza nas nie dotyczyła. Niestety ta druga już tak. Dwie walizki zostały uszkodzone w tym jedna bardzo poważnie. Tak więc, kolejne zgłoszenia do ubezpieczyciela. Lufthanso, dzięki! Jesteście wspaniali!

Komentarze